piątek, 9 maja 2014

latte please #6

All I want for Christmas is you 6

Marcy w milczeniu stanęła w kolejce do bufetu z pustą tacą w dłoniach. Maksymalnie dopasowane rurki opinały jej chude nogi, marynarka oversize ukrywała brak talii; tylko czerwony nos burzył harmonię. Bez zastanowienia wzięła z lady paellę z grzybów i puszkę dietetycznej coli. Nie znosiła stołówkowego jedzenia, ale nie miała też wystarczająco dużo czasu na lunch, by jadać na mieście. Zapłaciwszy oddaliła się w głąb sali, szukając wzrokiem Candace. Znalazła ją przy stoliku w rzędzie przy oknie.
-         Cześć, złotko – Blondynka ucałowała trzy razy powietrze wokół policzków Cornwall i z powrotem opadła na twarde krzesło. – Jestem padnięta. Jeszcze nie wytrzeźwiałam po sylwku. Zapamiętaj, żeby nigdy nie mieszać skrętów z wódką, co najwyżej dżin, lecz i to w przyzwoitej ilości. Głowa nadal mi pęka, no ale jak ty się czujesz? Jak się bili było naprawdę gorąco, co?
Ruda założyła zabłąkane pasmo włosów za ucho i spojrzała na przyjaciółkę. Blondynka z nieskazitelną fryzurą i w krótkiej kanarkowej sukience nie wyglądała na stan, o jakim mówiła, że się znajduje. Na jej opalonej twarzy nie było cienia skutków kaca czy braku snu. Nawet paznokcie, których wiśniowy odcień kontrastował z błękitem butelki mineralnej, wyglądały jakby wyszła wprost od manikiurzystki.
Dziewczyna mruknęła w odpowiedzi. Bez wymieniania imion wiedziała o kim mówi Gingerton.
-         Podziękowałaś Toby’emu, że tak ładnie sprał kuzyna?
-         Tak, pocałowałam go – odparła, grzebiąc widelcem w ryżu.
Nie musiała podnosić wzroku, żeby zobaczyć triumfujące spojrzenie przyjaciółki.
-         Dzięki Bogu, nareszcie coś zrobiłaś. Żałuję tylko, że dopiero kiedy moja podłoga w salonie ucierpiała. Nie wyobrażasz sobie, jak to twoje ciągłe wzdychanie robiło się już koszmarnie nudne. Pocałowałaś i...? Z jakim skutkiem?
Marcy odłożyła widelec i na powrót zamknęła opakowanie z potrawą. Przestała udawać, że jest głodna. Wystarczy jej jabłko, które wzięła wybiegając rankiem z domu i cola.
-         Uznał, że się spiłam i wtedy wyszłam.
Candace ściągnęła zniecierpliwiona brwi.
-         I koniec? Marcy, jesteśmy z powrotem w punkcie wyjścia – podniosła listek sałaty ze swojej sałatki greckiej i włożyła go do ust, żując dokładnie. Kęs natychmiast popiła wodą.
-         Pewnie zdążyłaś go już przeprosić – stwierdziła, nabijając na widelec pomidora.
-         Nie rozmawiałam z nim od sylwestra.
Cornwall powędrowała wzrokiem za spojrzeniem przyjaciółki, która nagle odwróciła głowę i zmrużyła oczy wypatrując kogoś w drugim końcu stołówki. Wiedziała kogo szuka. Toby rozmawiał wyluzowany razem z grupką kumpli, co chwila wybuchając śmiechem tłumionym przez rozmowy innych i szuranie odsuwanych krzeseł. Najwyraźniej świetnie się bawił.
-         Nie wygląda na specjalnie zajętego, więc masz szansę teraz – usłyszała Marcy głos blondynki, wzywający ją do rzeczywistości. Niechętnie spojrzała na upiększoną podkładem Lancome twarz Candace.
-         Z tym że nie wiem czy chcę z nim rozmawiać – odparła niepewnie.
Niechętnie przyznawała się przed kimś, nawet przed najlepszą przyjaciółką do swojej bezradności. A teraz właśnie tak się czuła. Nie miała pojęcia co robić dalej.
Przeprosić go? Nie, nie miała powodu.
Zakończyć przyjaźń? Nie była aż tak głupia, by samą siebie skazywać na jeszcze większe ciepienie.
   Gingerton natomiast wydawała się być pewna swoich racji, pewna przyszłych czynów przyjaciółki..
-         Nie poznaję cię, Marcy, ale znam cię zbyt długo, by sądzić, że wytrzymasz – powiedziała, gniotąc w dłoni zużytą papierową serwetkę z monogramem szkoły. – Ty nie możesz bez niego żyć.
-         Dzięki za pomoc, Candace.



Shawn może i zostawił w Princeton wszystkich swoich kumpli, ale ich młodsze rodzeństwo zostało w Waszyngtonie. Dzwoniąc do kogo trzeba, niskim ochrypłym głosem powtarzając swoje imię i nazwisko, odnawiał znajomości z młodszymi siostrami kolegów. Obiecał kilku małolatom randkę, parę zaprosił do kampusu na fikcyjną imprezę, ale dowiedział się tego, czego chciał.
Marcy i Toby nie odzywali się do siebie.
Nie byłby sobą nie wykorzystując takiej okazji.

Kiedy zapukał do jej drzwi, otworzyła mu po paru krótkich dzwonkach. Chociaż miała na sobie rozciągnięte spodnie od dresu oraz dopasowany top na ramiączkach, on był gotów ją z miejsca zjeść. Luźny kucyk i kilka niesfornych pasm opadających na twarz dodawały jej seksapilu w jego oczach. Taka naturalna i niewinna intensywnie działała na jego wyobraźnię.
Zaskoczona otworzyła szerzej oczy i lekko rozwarła usta. Nie wyrażała ani odrobiny zakłopotania strojem, w jakim ją zastał.
- Co tu robisz? – wypaliła, nie siląc się, by zabrzmiało to kulturalnie.
Shawn uśmiechnął się stojąc z rękami w kieszeniach spodni.
-         Przyszedłem odwiedzić koleżankę – powiedział patrząc z góry jak wsuwa nogi w kapcie i wychodzi na schody.
Wolała marznąć niż wpuścić go do środka?
Musiał się bardziej postarać.
-         Nie zapraszałam cię, więc wybacz, ale jestem zajęta – odparła wymawiając wyraźnie każde słowo.
Dłoni nie spuszczała z klamki zamkniętych drzwi. Jej szare oczy jarzyły się intensywniej niż normalnie.
-         Czym? – zapytał.
Z rozbawieniem obserwował jak Marcy przygryza z nerwów dolną wargę, usiłując znaleźć wiarygodną wymówkę. Nie zauważył, kiedy jego cichy śmiech zmienił się w głośny. Zorientował się dopiero kiedy gwałtownie podniosła głowę i rzuciła mu rozognione spojrzenie.
-         Co tak cię bawi? – wysyczała. – Pośmiać się możesz w domu włączając sobie Simpsonów, nie musisz od razu nachodzić ludzi i zawracać im głowy. Nie mam zamiaru cię wpuszczać do środka, jasne?
Cholera, jaka gorąca.
Shawn automatycznie podniósł ręce w wyćwiczonym niewinnym geście i usunął z twarzy uśmiech supermacho.
-         Okay, okay – przytaknął, przechodząc do ofensywy. -  Pomyślałem tylko, że teraz, kiedy pokłóciłaś się z Tobym, chciałabyś z kimś porozmawiać.
Usatysfakcjonowany obserwował jak powoli wściekłość na twarzy Marcy ustępuje zaskoczeniu, potem niezdecydowaniu. Zauważył jak zastyga zamyślona, a potem rozluźnia uścisk na klamce.
-         Rozmawiałeś z nim?
Kiwnął głową.
  Nie skłamał, tylko trochę nagiął fakty. Uniknął pytań ‘skąd wiesz?’ i ‘od kogo?’. A póki Marcy nie rozmawiała z Tobym, nie groziło mu zdemaskowanie.
  Uśmiechnął się, kiedy dziewczyna bez słowa weszła do domu zostawiając uchylone drzwi, by udał się za nią. Wszedł rozpinając zamek swojej kurtki. Z kieszeni wyjął dwie butelki piwa i podążył za nią do kuchni.