piątek, 9 maja 2014

latte please #2

All I want for Christmas is you 2 
Marcy pociągnęła usta naturalnym błyszczykiem, włosy spięte w kucyk ścisnęła mocniej gumką. Nos i czoło pokryła cienką warstwą sypkiego pudru. Efekt poprawek sprawdziła w ogromnym lustrze zajmującym całą jedną z ścian łazienki. Nie było źle. Okropne samopoczucie nie wydostało się na zewnątrz. Siedziało w środku, czekając na pozwolenie na wyjście.
Wyglądała jak zawsze.
Długie włosy upięte z tyłu, parę piegów na nosie i opływowa linia ust. Tylko szare oczy mieniły się w świetle lampy trochę inaczej niż zazwyczaj.
  Dziewczyna wrzuciła do kraciastej kopertówki leżące na zlewie kosmetyki i nabrała powietrza w płuca. Na chwiejnych nogach niechętnie opuściła łazienkę. Z przyjemnością zostałaby tam dopóki ktoś by jej nie znalazł. Zniechęcały ją jedynie kłopotliwe pytania, na które byłaby narażona.
Toby czekał na nią w holu. Oparty plecami o ścianę trzymał dłonie w kieszeniach spodni, wzrok wlepił w podłogę. Dziewczyna przystanęła przy drzwiach. Chłopak nie odwrócił się, więc nie mógł jej słyszeć. Nie miał już na sobie marynarki, krawat zwisał rozluźniony pod szyją, rękawy koszuli były niedbale podwinięte. Mogła w spokoju upajać się jego nienaganną budową ciała futbolisty, muskulaturą ramion, przystojnym profilem.
Livingstone nie od zawsze tak na nią działał. Od kiedy poznali się jedenaście lat temu w przedszkolu byli po prostu przyjaciółmi. Dopiero w zeszłym roku, po tym jak Valerie Sevignon zdradziła go na oczach całej szkoły całując się z członkiem drużyny koszykówki, przyjaźń przestała Marcy wystarczać. Na samo wspomnienie tamtego okresu, Tobiasa wyglądającego jak cień samego siebie, ręce same zaciskały jej się w pięści. Usta z wściekłości bielały zwijając w cienką linię. Postanowiła, że nigdy nie dopuści do powtórki z rozrywki. Nikt nigdy go nie zrani. W związku z tym nie mogła mu wyznać miłości, sama nie łamiąc tej zasady. Cierpiała wiedząc że jest dla niego tylko i aż przyjaciółką.
  Ruda nie zauważyła kiedy jej niemy szloch zmienił się w głośne westchnięcie. Brunet automatycznie odwrócił się w jej stronę. Spojrzenie miał ciemne, zamglone i obojętne, jakby patrzył na nieznajomą osobę. Nie ruszał się z miejsca; czekał spokojnie aż dziewczyna do niego podejdzie. Kiedy Marcy znalazła się naprzeciw niego stając w bezpiecznej odległości zacisnął i otworzył oczy. Znów miał naturalne, orzechowe tęczówki.
-         Teraz powiesz mi wszystko? O co chodzi? – aksamitny baryton chłopaka zagłuszył odgłos dobiegających z parteru kolęd. Nie był rozczarowany czy wściekły. To raczej skrucha i złość na samego siebie grała w jego głosie.
  Dziewczyna gwałtownie opuściła wzrok. Znoszenie spojrzenia chłopaka wymagało od niej więcej wysiłku niż się spodziewała. Poza tym bała się, ze wyczyta jej z oczu to, co tak starannie ukrywała. Nie była zaskoczona pytaniem. Usłyszała je po raz pierwszy kwadrans temu, kiedy wszyscy goście rozeszli się do domu. Wtedy odłożyła moment odpowiedzi łapiąc się wyjścia do toalety jako koła ratunkowego. Bez rezultatu. Jasne światło w łazience nie pomogło jej w niczym. Nadal nie wiedziała co z bałaganu myśli było przeznaczone dla uszu przyjaciela, a co koniecznie musiała zachować dla siebie. Dyskusji nie podlegał fakt, że Toby’emu należały się wyjaśnienia. Nie piła, tylko jadła; do Shawna nie odezwała się ani słowem, olewała próby nawiązania konwersacji. Pospiesznie szukała w myślach racjonalnego powodu swojego niekulturalnego zachowania.
Ból brzucha? Okres? Migrena?
Ukochany swatający ją z kuzynem?

  Marcy zamyślona nie zauważyła, że Toby oderwał się od ściany. Dlatego zdziwiła się, kiedy poczuła wokół siebie jego ramiona i twardy tors przed sobą. Zaskoczona wciągnęła powietrze, zachłystując się zapachem jego ciała.
-         Marcy, ty moja głupiutka dziewczynko – usłyszała cichy głos wymawiający jej imię tuż nad uchem.
  Zadrżała z przerażenia. To co miała nadzieję za chwilę usłyszeć było zbyt niedorzeczne, by mogła się tym cieszyć. Świadczyłoby o tym, że nieumiejętnie się ukrywała. Oprócz tego, śmiertelnie bała się odrzucenia. Przyjaźń z Tobym, nawet ta połączona z cierpieniem z powodu nieodwzajemnionej miłości była o niebo lepsza od samotności. Nie umiała stwierdzić czy potrafiłaby żyć bez niego.
  Usłyszała świst powietrza nabieranego do płuc. Poczuła jak jego klatka piersiowa unosi się, by zaraz opaść przy wymawianych przez niego słowach. Dziewczyna zacisnęła oczy chowając twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem chłopaka. Dłonie, w których nadal trzymała kopertówkę, zesztywniały. Znieruchomiała czekając na werdykt.
  Brunet wziął jeszcze jeden oddech. Wydmuchiwane z ust powietrze łaskotało rudą po karku.
-         Przecież mogłaś mi powiedzieć od razu – kontynuował cichym, kojącym głosem. – Widzę, że Shawn ci się nie spodobał. Przepraszam, nie pomyślałem, że jest dla ciebie zbyt ‘hej do przodu’. Przeszukamy cały Waszyngton i znajdę takiego, którego zaakceptujesz. Będziesz szczęśliwa, już ja się o to postaram.
  Swoją wypowiedź zakończył krótkim melodyjnym śmiechem i troskliwie przycisnął otumanioną Marcy jeszcze bliżej do siebie. Wyglądali jak sklejeni.
Dziewczyna otworzyła oczy tłumiąc odgłos zaskoczenia.
Cholera, Toby, czy ty naprawdę jesteś taki głupi?


  Shawn starał się, żeby otwierając drzwi domu, zrobić to jak najciszej. Dochodziła północ. Rodzice, zmęczeni kolacją, zapewne już spali. Billy, gosposia, też na pewno leżała w łóżku w swoim pokoju. Ostrożnie przekręcił klucz, potem powoli nacisnął klamkę i wszedł do środka, starając się nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Równie ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Mimo, że starał się jak mógł, usłyszał za sobą odgłos kroków. Ktoś wyszedł z kuchni.
-         Brody? – mruknął zdziwiony widząc młodszego brata z paczką chipsów pod pachą i pilotem w dłoni. – Co ty robisz w chacie?
Szesnastolatek puścił zaskoczony ton Shawna obok uszu.
-         Laila odwołała bibę. Jej babcia wylądowała w szpitalu i starzy wcześniej wrócili z Kaliforni – odparł znikając we wnęce prowadzącej do saloniku. Tak jak brat miał czarne włosy i ciemne oczy, nie dorównywał mu tylko wzrostem. I podobnie jak on lubił ostre, zakrapiane alkoholem imprezy.
  Brunet odprowadził młodziaka wzrokiem, po czym ściągnął buty i powędrował do kuchni. Tam z lodówki wyciągnął zimnego Heinekena i odkręcił butelkę. Połowę piwa wypił duszkiem. Pozostałość zabrał ze sobą do pokoju razem z resztą czteropaka i paczką orzeszków ziemnych.
Po ubiegłej całonocnej podróży samolotem powinien już padać z nóg, ale nie był zmęczony. Ani trochę nie chciało mu się spać. Od momentu, w którym opuścił dom kuzynostwa był bardziej pobudzony niż po dwóch puszkach RedBulla. Toby nie miał go za co przepraszać, kiedy próbował usprawiedliwić zachowanie przyjaciółki. Ta mała, nawet nie odzywając się, działała na niego bardziej niż każda inna, nawet napalona, laska z uniwerku. Oprócz Monici Bellucci, którą mógłby przelecieć o każdej porze dnia i nocy, w najbardziej zakręconym miejscu.

  Shawn dokończył piwo i w ubraniu padł na łóżku, biorąc ze stolika orzeszki i pilot do Playstation. Jeśli nie mógł spać, starał się przynajmniej ciekawie spędzić resztę nocy. Logo Resistance 2 pojawiło się na plazmie, gdy wcisnął czerwony przycisk. Przy pomocy wyskakujących co chwila zza rogu potworów wspomnienie postaci Marcy Cornwall wyleciało mu z głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz