All
I want for Christmas is you 2
Marcy pociągnęła usta naturalnym
błyszczykiem, włosy spięte w kucyk ścisnęła mocniej gumką. Nos i czoło pokryła
cienką warstwą sypkiego pudru. Efekt poprawek sprawdziła w ogromnym lustrze
zajmującym całą jedną z ścian łazienki. Nie było źle. Okropne samopoczucie nie
wydostało się na zewnątrz. Siedziało w środku, czekając na pozwolenie na
wyjście.
Wyglądała jak zawsze.
Długie włosy upięte z tyłu, parę
piegów na nosie i opływowa linia ust. Tylko szare oczy mieniły się w świetle
lampy trochę inaczej niż zazwyczaj.
Dziewczyna wrzuciła do
kraciastej kopertówki leżące na zlewie kosmetyki i nabrała powietrza w płuca.
Na chwiejnych nogach niechętnie opuściła łazienkę. Z przyjemnością zostałaby
tam dopóki ktoś by jej nie znalazł. Zniechęcały ją jedynie kłopotliwe pytania,
na które byłaby narażona.
Toby czekał na nią w holu. Oparty
plecami o ścianę trzymał dłonie w kieszeniach spodni, wzrok wlepił w podłogę.
Dziewczyna przystanęła przy drzwiach. Chłopak nie odwrócił się, więc nie mógł
jej słyszeć. Nie miał już na sobie marynarki, krawat zwisał rozluźniony pod
szyją, rękawy koszuli były niedbale podwinięte. Mogła w spokoju upajać się jego
nienaganną budową ciała futbolisty, muskulaturą ramion, przystojnym profilem.
Livingstone nie od zawsze tak na nią
działał. Od kiedy poznali się jedenaście lat temu w przedszkolu byli po prostu
przyjaciółmi. Dopiero w zeszłym roku, po tym jak Valerie Sevignon zdradziła go
na oczach całej szkoły całując się z członkiem drużyny koszykówki, przyjaźń
przestała Marcy wystarczać. Na samo wspomnienie tamtego okresu, Tobiasa
wyglądającego jak cień samego siebie, ręce same zaciskały jej się w pięści.
Usta z wściekłości bielały zwijając w cienką linię. Postanowiła, że nigdy nie
dopuści do powtórki z rozrywki. Nikt nigdy go nie zrani. W związku z tym nie
mogła mu wyznać miłości, sama nie łamiąc tej zasady. Cierpiała wiedząc że jest
dla niego tylko i aż przyjaciółką.
Ruda nie zauważyła kiedy jej
niemy szloch zmienił się w głośne westchnięcie. Brunet automatycznie odwrócił
się w jej stronę. Spojrzenie miał ciemne, zamglone i obojętne, jakby patrzył na
nieznajomą osobę. Nie ruszał się z miejsca; czekał spokojnie aż dziewczyna do
niego podejdzie. Kiedy Marcy znalazła się naprzeciw niego stając w bezpiecznej
odległości zacisnął i otworzył oczy. Znów miał naturalne, orzechowe tęczówki.
- Teraz powiesz mi wszystko? O co
chodzi? – aksamitny baryton chłopaka zagłuszył odgłos dobiegających z parteru
kolęd. Nie był rozczarowany czy wściekły. To raczej skrucha i złość na samego
siebie grała w jego głosie.
Dziewczyna gwałtownie opuściła
wzrok. Znoszenie spojrzenia chłopaka wymagało od niej więcej wysiłku niż się
spodziewała. Poza tym bała się, ze wyczyta jej z oczu to, co tak starannie
ukrywała. Nie była zaskoczona pytaniem. Usłyszała je po raz pierwszy kwadrans
temu, kiedy wszyscy goście rozeszli się do domu. Wtedy odłożyła moment
odpowiedzi łapiąc się wyjścia do toalety jako koła ratunkowego. Bez rezultatu.
Jasne światło w łazience nie pomogło jej w niczym. Nadal nie wiedziała co z
bałaganu myśli było przeznaczone dla uszu przyjaciela, a co koniecznie musiała
zachować dla siebie. Dyskusji nie podlegał fakt, że Toby’emu należały się
wyjaśnienia. Nie piła, tylko jadła; do Shawna nie odezwała się ani słowem,
olewała próby nawiązania konwersacji. Pospiesznie szukała w myślach
racjonalnego powodu swojego niekulturalnego zachowania.
Ból brzucha? Okres? Migrena?
Ukochany swatający ją z kuzynem?
Marcy zamyślona nie zauważyła,
że Toby oderwał się od ściany. Dlatego zdziwiła się, kiedy poczuła wokół siebie
jego ramiona i twardy tors przed sobą. Zaskoczona wciągnęła powietrze,
zachłystując się zapachem jego ciała.
- Marcy, ty moja głupiutka dziewczynko –
usłyszała cichy głos wymawiający jej imię tuż nad uchem.
Zadrżała z przerażenia. To co
miała nadzieję za chwilę usłyszeć było zbyt niedorzeczne, by mogła się tym
cieszyć. Świadczyłoby o tym, że nieumiejętnie się ukrywała. Oprócz tego,
śmiertelnie bała się odrzucenia. Przyjaźń z Tobym, nawet ta połączona z
cierpieniem z powodu nieodwzajemnionej miłości była o niebo lepsza od
samotności. Nie umiała stwierdzić czy potrafiłaby żyć bez niego.
Usłyszała świst powietrza
nabieranego do płuc. Poczuła jak jego klatka piersiowa unosi się, by zaraz
opaść przy wymawianych przez niego słowach. Dziewczyna zacisnęła oczy chowając
twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem chłopaka. Dłonie, w których nadal
trzymała kopertówkę, zesztywniały. Znieruchomiała czekając na werdykt.
Brunet wziął jeszcze jeden
oddech. Wydmuchiwane z ust powietrze łaskotało rudą po karku.
- Przecież mogłaś mi powiedzieć od razu
– kontynuował cichym, kojącym głosem. – Widzę, że Shawn ci się nie spodobał.
Przepraszam, nie pomyślałem, że jest dla ciebie zbyt ‘hej do przodu’.
Przeszukamy cały Waszyngton i znajdę takiego, którego zaakceptujesz. Będziesz
szczęśliwa, już ja się o to postaram.
Swoją wypowiedź zakończył
krótkim melodyjnym śmiechem i troskliwie przycisnął otumanioną Marcy jeszcze
bliżej do siebie. Wyglądali jak sklejeni.
Dziewczyna otworzyła oczy tłumiąc
odgłos zaskoczenia.
Cholera, Toby, czy ty naprawdę jesteś
taki głupi?
Shawn starał się, żeby
otwierając drzwi domu, zrobić to jak najciszej. Dochodziła północ. Rodzice,
zmęczeni kolacją, zapewne już spali. Billy, gosposia, też na pewno leżała w
łóżku w swoim pokoju. Ostrożnie przekręcił klucz, potem powoli nacisnął klamkę
i wszedł do środka, starając się nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Równie
ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Mimo, że starał się jak mógł, usłyszał za sobą
odgłos kroków. Ktoś wyszedł z kuchni.
- Brody? – mruknął zdziwiony widząc
młodszego brata z paczką chipsów pod pachą i pilotem w dłoni. – Co ty robisz w
chacie?
Szesnastolatek puścił zaskoczony ton Shawna obok uszu.
- Laila odwołała bibę. Jej babcia
wylądowała w szpitalu i starzy wcześniej wrócili z Kaliforni – odparł znikając
we wnęce prowadzącej do saloniku. Tak jak brat miał czarne włosy i ciemne oczy,
nie dorównywał mu tylko wzrostem. I podobnie jak on lubił ostre, zakrapiane
alkoholem imprezy.
Brunet odprowadził młodziaka
wzrokiem, po czym ściągnął buty i powędrował do kuchni. Tam z lodówki wyciągnął
zimnego Heinekena i odkręcił butelkę. Połowę piwa wypił duszkiem. Pozostałość
zabrał ze sobą do pokoju razem z resztą czteropaka i paczką orzeszków ziemnych.
Po ubiegłej całonocnej podróży
samolotem powinien już padać z nóg, ale nie był zmęczony. Ani trochę nie
chciało mu się spać. Od momentu, w którym opuścił dom kuzynostwa był bardziej
pobudzony niż po dwóch puszkach RedBulla. Toby nie miał go za co przepraszać,
kiedy próbował usprawiedliwić zachowanie przyjaciółki. Ta mała, nawet nie
odzywając się, działała na niego bardziej niż każda inna, nawet napalona, laska
z uniwerku. Oprócz Monici Bellucci, którą mógłby przelecieć o każdej porze dnia
i nocy, w najbardziej zakręconym miejscu.
Shawn dokończył piwo i w ubraniu padł na łóżku, biorąc ze stolika orzeszki i
pilot do Playstation. Jeśli nie mógł spać, starał się przynajmniej ciekawie
spędzić resztę nocy. Logo Resistance 2 pojawiło się na plazmie, gdy wcisnął
czerwony przycisk. Przy pomocy wyskakujących co chwila zza rogu potworów
wspomnienie postaci Marcy Cornwall wyleciało mu z głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz